Wpis otwierający działalność naszego bloga wymaga nie tylko *gwiazdy* o odpowiednio imponującym statusie, ale musi służyć także krótkiej i treściwej prezentacji programowej, ujawnić, o czym to w ogóle chcemy tu pisać. Potraktujcie zatem notkę o Sabrinie jako nieśmiałe exposé przedstawiające obraną przez nas drogę – chcemy odkryć albo przypomnieć przeboje, dawne i dawniejsze, które okazały się największym sukcesem sezonowych artystów, przypieczętowawszy ich dalsze losy. Będziemy pisać o gwiazdach jednej piosenki, one-hit wonders, w myśl zasady przyświecającej tytułowi bloga – raz a dobrze. Co wcale nie oznacza, że zawsze będzie dobrze (amnezja bywa łaskawa dla obrazu minonej przeszłości).
A więc – Sabrina (Salerno). Boys, boys, boys / Sabrina na golasa / Boys, boys, boys / A piersi ma do pasa. Tak brzmiała popularna w szkołach przeróbka piosenki Boys (Summertime Love), która zapewniła obdarzonej (przez naturę bądź medycynę estetyczną) olśniewającą urodą Włoszce intensywną karierę zamykającą się w okresie kilku miesięcy. Sabrina zaczynała we Włoszech jako modelka i zwyciężczyni lokalnych konkursów piękności, ale ambicja pchała ją do świata muzyki – marzenie o karierze piosenkarskiej udało jej się spełnić w roku 1987, w którym światło dziennie ujrzał debiutowy album Sabrina. Włoszka została artystką nurtu italo disco (italijskiej odmianie eurodance), siermiężnego (mało powiedziane) wariantu popowego, który mógł się narodzić tylko i wyłącznie w latach 80. (Lady Gaga odcina od tego teraz kupony, ale podobno jej wolno). Śpiewała piosenki bez wątpienia silnie autobiograficzne, napędzane artystycznymi obsesjami, lękami i pragnieniami, o nasyconych ekspresyjną symboliką tytułach takich jak Sexy Girl, Kiss Me czy Hot Girl.
Boys (Summertime Love) prędko stał się wakacyjnym przebojem całej Europy, jedynym hitem na koncie Sabriny – za to jakim. OK, w tym wypadku dźwięk niewątpliwie zrośnięty jest z obrazem, i trzeba sprawiedliwie przyznać, że teledysk do Boys zapada w pamięć. Fabuła dość krotochwilna, z pewnością zamierzenie (bądźmy łaskawi). Sabrina tapla się w hotelowym basenie, w niezwykle ciężkich warunkach scenicznych – trzeba docenić jej perfekcyjne opanowanie wokalne, szczególnie w obliczu uporczywie ześlizgującego się stanika (złośliwość kostiumowca, zapewne zżeranego przez zazdrość). Genialnie rozegrane napięcie (wszyscy spodziewają się nieuniknionego wardrobe malfunction) idzie w parze ze scenograficznymi wyczynami, wokalistka tańczy bowiem kolejno na tle: parasoli, hotelu „Florida”, przebieralni oraz basenowego natrysku. Podobno wideoklip należał onegdaj do najczęściej ściąganych z sieci – można się tylko domyślać, że w latach wcześniejszych zużył on miejsce na setkach tysięcy kaset magnetowidowych. Kto wie, ile osób sentymentalnie wspomina Sabrinę Salerno jako mokry sen swojej młodości? (Statystyk nie znamy).
Międzynarodowa kariera Sabriny zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Wokalistka bezskutecznie próbowała powtórzyć sukces debiutu kolejnymi płytami, które pomimo identycznej zawartości (na wydanym rok później albumie Super Sabrina znalazły się piosenki kontynuujące najbliższą sercu artystki tematykę, opatrzone takimi tytułami jak: Funky Girl, All of Me (Boy Oh Boy), oraz niewątpliwe opus magnum pt. Sex) nie utrzymały jej na fali popularności Boys (Summertime Love). Ostatnimi laty Sabrina poświęciła się założonej przez siebie firmie menadżerskiej i prowadzeniu własnego studia nagraniowego. (A w 2008 roku odwiedziła nasz kraj na zaproszenie TVN-owskiego festiwalu w Sopocie, po niemal dwudziestu latach nadal korzystając z usług tego samego zawistnego stylisty).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz